Tak zwani partyzanci...
- Krystyna Badurka, Monika Stec. źródło: "Studia Litteraria et Historica" (www.slh.edu.pl)
Article Index
Notatki Piekarskiego
Wspomniała Pani, że te notatki Piekarskiego mają ci dwaj historycy z IPN-u i że Pani nie miała do nich...
Nie chcieli mi ich pokazać. Ja bardzo ich prosiłam.
Jak argumentowali odmowę?
Mariusz Bechta mi tłumaczył, że: To wszystko jest rozproszone, proszę pani, to by wymagało dużo czasu. To ja mówię: Ja mam dużo czasu. Ja uporządkuję, ja panu pomogę, będę pracowała na pana rzecz, tylko niech mi pan udostępni. Bo liczyłam na to, że w dokumentach od Piekarskiego znajdę coś na temat ojca. Ale mi ostatecznie odmówił, powiedział, że nie, że nie pomoże.
To była w ogóle taka historia, że Piekarski był narzeczonym mojej siostry ciotecznej. W początku lat pięćdziesiątych miał być ich ślub na wsi w Łazowie. Myśmy się szykowali, to było ciekawe, bo ja się szykowałam na wesele mojej kuzynki z nim. I na tydzień przed ślubem to się rozwiało. Ta moja siostra przyszła do mojej mamy z płaczem i wtedy powiedziała, że się dowiedziała, że on był, że on wykonywał wyrok śmierci. Znaczy odczytał ojcu wyrok śmierci.
Pani kuzynka dowiedziała się, że on odczytał wyrok na Pani ojca, tak?
I zrezygnowała z tego ślubu. Wycofała się wtedy.
Od kogo się dowiedziała?
Może nawet od niego. Brat jego matki był księdzem. Oni pojechali po błogosławieństwo do tego księdza, przed samym ślubem już. I on prawdopodobnie zobligował go do tego, że on ma ujawnić jej tę historię, dlatego że... Prawdopodobnie dlatego, że to i tak wyjdzie kiedyś, a poza tym, no, może sumienie katolickie mu nakazywało, prawda, powiedzenie narzeczonej o tym. Ja myślę, że to tak było, że po prostu, że on ujawnił tę historię jej, zgodnie z tym zaleceniem księdza, i myślał, że ona wytrzyma. A ona wtedy... To był dla niej straszny wstrząs, szok, ona się po tym długo nie mogła pozbierać, bardzo długo nie mogła dojść do siebie po tym. Ale w każdym razie w ostatniej chwili się wycofała, nie doszło do ślubu.
Potem Pani też mieszkała w Warszawie. Czy w czasie tych kilkudziesięciu lat miała Pani z Piekarskim kontakt?
Moja mama była u niego, odszukała go, poszła do niego i to była taka bardzo, bardzo dramatyczna scena, bo on nie chciał w ogóle mamy wpuścić do domu, krzyczał strasznie, ręce mu się trzęsły i powiedział, że on nie wie, o czym mama mówi. Bo mama go zapytała, dlaczego zabił nam ojca. On krzyczał, że nie wie, o czym mama mówi, a w ogóle to ona nie rozumie czasów, w jakich żyje. Wykrzykiwał jej. I że może ona ma jakiś żal o siostrzenicę. A mama mówi: Proszę pana, ja mam pięcioro dzieci, siostrzenica to dla mnie...
Tę siostrzenicę, z którą miał się ożenić?
Tak, tak. On tak próbował jakoś tak zwekslować to na ten temat. Mama straciła męża i ojca pięciorga dzieci, i miałaby żal do niego o siostrzenicę! No to były ich sprawy, przecież to nie o to chodziło. W każdym razie powiedziała, że był w strasznym stanie, nawet jej nie zaprosił, żeby usiadła, tylko wrzeszczał i... I opuściła jego mieszkanie. Dopiero później po jakimś, po pewnym czasie... Chyba po dwóch latach dostaliśmy anonim, że to „Sokolik” zabił ojca.
Czyli mama u niego była w pięćdziesiątych latach?
W 1954 chyba.
A później już nie...
Później już nigdy, później już nie, później już nie mieliśmy nigdy żadnego kontaktu. To już było dla nas za trudne wtedy. Myśmy już mieli chorą siostrę psychicznie bardzo, ciężko chorą, już skupiliśmy się na tym, żeby się jakoś ratować – ją, siebie. Myśmy już nie dochodzili wtedy. Już tak wierzyliśmy, że tak było, jak ten wtedy anonim nam przedstawiał, i daliśmy sobie spokój. Mama nam zresztą nie pokazała tego listu, bo tam prawdopodobnie były opisane jakieś bardzo drastyczne sceny o tym, jak ojca mordowano. Torturowali go. Myśmy w to uwierzyli i nie badaliśmy już więcej tej sprawy. Aż ja dopiero zaczęłam ten temat od nowa drążyć, czyli już w 2004-2005 r. dopiero.
A czy Pani rodzeństwo interesowało się tym tematem? Czy Pani jest jedyną taką...
Jeden mój brat już nie żyje, był starszy ode mnie parę lat. I miał sześcioro dzieci, więc już nie miał czasu na to, żeby się w ogóle zajmować sprawą ojca. On żył tą sprawą ojca bardzo, strasznie ojca kochał, ale już jemu warunki nie pozwalały, żeby się tym zajmować. Siostra też miała bardzo dużo dzieci, bo w sumie miała dwa małżeństwa i trójkę dzieci z jednego małżeństwa, trójkę z drugiego i jedno wspólne mieli – tak, że siedmioro dzieci wychowywała. Więc też nie... Ona robiła, co mogła, próbowała się przez swoich znajomych, kolegów, koleżanki dowiadywać o ojcu, ale takie były różne wersje, które nam nic właściwie nie wnosiły do tej całej sprawy. Druga siostra była bardzo ciężko chora, a najmłodszy brat miał cztery miesiące, kiedy zamordowano nam ojca... Nie miał okazji ojca w ogóle znać. Bardzo się włączył do pomocy. Jest w kontakcie z IPN (brat jest inżynierem, już na emeryturze, ma jednego syna). Ja się intensywnie zajmuję, tylko z tym, że niewiele mogę zrobić, bo ja nie mam dostępu do dokumentów. Właśnie na to liczyłam, mając z Paniami kontakt, bardzo się ucieszyłam, bo liczyłam na to, że Panie będą mogły mi kogoś zaproponować, kto się zajmie tym tematem i na przykład zechce pracę dyplomową napisać na ten temat... Bo to była taka symboliczna, bym powiedziała, sprawa mojego ojca. Był akowcem, później został przewodniczącym, później został zamordowany, później jak się borykała moja rodzina z tą całą historią, później ten Piekarski, który jest właściwie postacią, którą by należało do końca prześwietlić, jak to wyglądało wszystko. Ja tak trochę na to liczyłam – pani Ania Zawadzka mi powiedziała, że to nie jest możliwe, że Panie nie znają nikogo takiego, historyka...
Próbuję ustalić, jaka to była organizacja, która wydała na ojca wyrok śmierci. Doszłam do tego, że tym egzekutorem, który ostatecznie ojca zastrzelił, był ktoś z Kiezi. Kiezie to jest przy samym Bugu taka maleńka miejscowość połączona razem z Kiełpińcem.
Pani była tam na miejscu?
Może w lecie się wybiorę.
Pani chodzi o ustalenie, w jakiej on [egzekutor] był organizacji.
Tak, chodzi o to, w czyim imieniu ten wyrok został wydany i wykonany. Dla nas to jest strasznie ważne. Bo my chcemy się przekonać, czy rzeczywiście za tym stoi Piekarski. Ja rozmawiałam z jego żoną, więc to już jest w ogóle taka historia bardzo, bardzo poważna. Zaraz Pani to opowiem, bo to ciekawa historia. No właśnie. Bo przecież on nie wykonywał tego we własnym imieniu, tylko w czyimś imieniu. Jaka organizacja za tym stała? Dlaczego nam ojca zamordowano? Właśnie o to nam chodzi. A jeszcze wiemy tyle, że [Henryk] Dzierżewicz, to był taki, to był taki chłopak z Łazowa, uciekinier z wojska (z bronią zwiał z wojska), który był przy egzekucji ojca. Odmówił tego... On miał polecenie zabicia ojca i odmówił.
Tak bez konsekwencji?
Za miesiąc został zabity.
Z tego powodu?
Tak, zlikwidowali świadka, odmówił, nie zastrzelił, ale jednak był. Strasznie się tego bał, trząsł się i mówił, że jego też zabiją. I nie mówił dlaczego, tylko mówił nam jego znajomy, że on, że on bardzo się bał, bał się o życie i powiedział, że on niedługo zostanie zabity. Więc zabili go, żeby zlikwidować świadka. Z nim razem jeszcze był Stefan Jeliński – to właśnie on uciekł na Ziemie Zachodnie, zmienił nazwisko i myśmy byli przekonani, że należałoby gdzieś tam szukać na tych Ziemiach Zachodnich. Okazuje się, że on po paru latach wrócił do Łazowa i został utopiony w Bugu. Więc pozbyto się następnego świadka.
Z tych ustaleń, z tego, do czego Pani dotarła, wynika, że ten wyrok został wykonany na rozkaz Piekarskiego?
W czyim imieniu Piekarski ten wyrok wyczytał – czy to był jego wyrok, przez niego ojcu wydany – czy za nim stała jakaś organizacja – jeśli tak, to kto. Ten, kto wykonywał, to też z jakiej był organizacji, bo wiemy, że oni byli wszyscy powiązani z Seroczynem, a Piekarski był z Seroczyna. To są te wsie obok, Seroczyn, Kiełpiniec, Kiezie – to są przecież obok wsie, i Łazów też. Tak, że to byli okoliczni ludzie, ale przecież oni musieli... Oni musieli być jakoś powiązani, że oni ten wyrok wykonali. Z jakiego powodu właśnie oni wykonali ten wyrok. Właśnie...
W 1956 r., na podstawie ustawy rehabilitującej akowców, mama dostała rentę. Po 11 latach, myśmy już prawie byli dorośli.
W IPN-ie nie ma teczki ojca?
Jest, w IPN-ie jest teczka ojca. Napisali nam tylko tyle, że Feliks Badurka nie żyje.
Który to jest oddział IPN?
Warszawski. Skoro Krajewski w swojej książce pisze, że ojciec był wójtem, no to pytamy, jakie ma na to dokumenty. Nie ma na to dokumentów, no ale skądś wie. No to skąd wie? Aha, jeszcze była w „Tygodniku Siedleckim”, taka była informacja, że ojca zabili ubowcy. I to podaje „Tygodnik Siedlecki” w roku 1990. Była informacja, że przewodniczący Rady Narodowej, naczelnik gminy Sterdyń, został zabity przez ubowców. Więc znowu pytamy, skąd taka informacja, że przez ubowców naraz, no, jakaś nowa zupełnie historia. Gdzieś jakieś dokumenty są, tylko my nie możemy do nich dotrzeć.
Nie ma tych dokumentów?
Podejrzewamy, że z tym UB to była taka fikcyjna historia zmyślona przez kogoś, żeby znowu odwrócić naszą uwagę. Bo tylko jak się zaczyna coś dziać wokół ojca, to od razu się znajduje jakaś następna wersja.
Ale teraz już Piekarski nie żyje.
Ale wtedy, w latach dziewięćdziesiątych, żył. To było w 1990 r., ta informacja się ukazała. Jak siostra zaczęła trochę krążyć wokół tematu i znalazła jakiegoś znajomego, który... Wspólnego zresztą znajomego, który chciał jej opowiedzieć coś o ojcu, to zaraz się ukazała notatka w „Tygodniku Siedleckim”, że ojca zabili ubowcy. Ale ciekawe było to, że ja się o tym dowiedziałam z Internetu, parę miesięcy temu. No to znaczy, że co? Że ktoś czuwa nad tym tematem, no, proszę pani, przecież to jest 66 lat, prawda? I ja w Internecie szukam w takim... Na portalu „Żołnierze wyklęci” szukam jakiejś informacji i dowiaduję się, że Feliks Badurka... Była taka notatka w 1990 r., że został zabity przez ubowców. No, bez sensu. Czyli ktoś czuwa bardzo dokładnie nad tą naszą sprawą.
Nie wie Pani kto?
Nie wiem. Byłam w IPN w Lublinie. Prokurator podjął śledztwo w sprawie ojca. Jest oficjalne śledztwo.
A kiedy Pani złożyła wniosek do prokuratury?
Ja byłam w lecie w prokuraturze, czyli gdzieś w maju, czerwcu złożyłam wniosek do prokuratury.
Nie wiadomo, kiedy coś się będzie działo w tej sprawie?
Cisza, taka absolutna cisza. To daleko, to strasznie niewygodnie jeździć do Lublina. Na razie cisza. Aha, teraz jeszcze Pani opowiem – to jest taka historia, jak ja odwiedziłam jego żonę. Mnie to bardzo nurtowało, że właśnie..., że Piekarski prawdopodobnie jest odpowiedzialny za śmierć ojca. Już wiedziałam, że on nie żyje, bo o tym już się w Sokołowie dowiedziałam, ale liczyłam na to, że w domu jego są jakieś notatki, które pozwolą nam ustalić... Bo my tak naprawdę..., myśmy nigdy nie chcieli żony zawiadamiać Piekarskiego o tym, że on jest posądzony o to morderstwo, tylko myśmy chcieli się dowiedzieć o naszym ojcu jak najwięcej. Byliśmy przekonani, że w jego notatkach możemy coś znaleźć, skoro on się tym zajmował tak bardzo, tym tematem partyzanckim.
Kiedy to było?
Byłam w ubiegłym roku. To było dla mnie takie straszne przeżycie... Byłam tak skupiona na tym, czy mi się w ogóle uda wejść do tego domu. I zadzwoniłam do tej pani. – Czy pani może ma jakieś notatki po mężu? – Nie mam notatek, wszystko przekazałam, ale chętnie z panią o moim mężu porozmawiam. To ja się z panią kiedyś skontaktuję. – Nie, nie, jak już jestem obok pani domu... Tak bardzo się bałam, że ona mnie spławi, że nic z tego nie będzie. Weszłam do domu, zobaczyłam biurko, gdzie zapewne właśnie Piekarski urzędował, popatrzyłam na to biurko, przy którym kiedyś stała moja mama. Bardzo miła pani, bardzo sympatyczna, bardzo. To lekarka chyba. Bardzo dobrze się nam rozmawiało. Ja zaczęłam rozmowę od tego, że podałam swoje nazwisko. I pomyślałam sobie tak: Jeśli ta pani coś wie i ja podam nazwisko Badurka, to ona zareaguje oczywiście. Ale jej to nic nie powiedziało, więc już wtedy wiedziałam, że spokojnie możemy sobie rozmawiać. I rozmawiałyśmy o mojej siostrze, o tej kuzynce, która była narzeczoną Piekarskiego, bo ją – jak to kobietę – strasznie ją ten temat interesował. Jak najwięcej chciała się o niej dowiedzieć. I tak po kobiecemu była bardzo ciekawa. Prawdopodobnie była w nim zakochana, bo nie było jej to obojętne, że była przed nią jakaś inna dziewczyna.
A ta żona skąd pochodzi?
Ta żona jest z Warszawy, ona nie miała pojęcia o tych wszystkich sprawach. Nie jest wprowadzona w ogóle w ten temat, nie wiedziała nic. Ja jej opowiadałam o tej Lucynie[17], opowiadałam jej takie różne historie, właśnie jak ona wyglądała, jakie miała zainteresowania. Pani Piekarska pokazywała mi albumy i pytała, czy ona jest na którymś z tych zdjęć. Nie rozpoznałam, ale widziałam, że jej dom jest. Później mnie zapytała, czy ja wiem, dlaczego oni się rozeszli, dlaczego nie doszło do ślubu. Ja się wtedy zastanawiałam, co mam zrobić. Był to problem dla mnie, prawda? Ale pomyślałam sobie: Jeżeli ta pani nic nie wie, to po co ja jej mam mówić takie rzeczy? Niech już ona... Nam to w niczym nie pomoże, a dla niej to będzie potworny cios, więc postanowiłam ją oszczędzić. I zmyśliłam, że nie pobrali się dlatego, że ksiądz, u którego byli po błogosławieństwo, powiedział, że ona jest bardzo mała, szczupła i że nie urodzi dzieci. I ona tak mówi: A, to możliwe, bo oni na punkcie dzieci byli tacy szaleni i dla nich to było takie strasznie ważne, żeby mieli dzieci. Żeby każdy z nich miał dzieci. I uwierzyła w to.
Ona wiedziała, że mąż był w AK i te wszystkie rzeczy?
Znaczy ona wiedziała dużo... Ona zna historię przez niego opowiadaną, więc zna wszystko z innej strony. Tak, sądzę, że jest urzeczona jego tym bohaterstwem, po prostu. Jeszcze chwilę porozmawiałyśmy, powiedziała, że notatki są u pana Bechty, historyka Bechty z IPN-u, i na pewno on mi udostępni. Bo ja powiedziałam, że chcę tak wiedzieć ogólnie, bo jestem z Podlasia, z tamtych terenów, chciałabym coś wiedzieć również o moim ojcu, ale nic więcej nie powiedziałam. I ja wtedy wierzyłam, że u Bechty znajdę rzeczywiście to, czego szukam. Informację o tym, w jakich okolicznościach zginął ojciec. Ale jak się przedłużała między nami korespondencja i wiedziałam, że z tego nic nie będzie, to w końcu napisałam pismo do pani Piekarskiej. Nie napisałam tak definitywnie, że ojciec... Że jej mąż był zabójcą naszego ojca, tylko napisałam, że jest takie podejrzenie, że my szukamy w tej chwili takich wiarygodnych informacji i żeby ona nam pomogła. Jeśli może, to niech ona wpłynie na historyka Bechtę, jakoś się z tym oswoi i wykorzysta całe to środowisko, z którym się kontaktuje, żeby nam pomóc ustalić okoliczności śmierci naszego ojca... A proszę sobie wyobrazić, że pani Piekarska ten list zaniosła do historyka IPN, do pana [Kazimierza] Krajewskiego. Do tego historyka, który napisał książkę Mazowsze i Podlasie w ogniu, a on nam o tym przez rok nic nie powiedział.
I to jeszcze bardziej go zamknęło?
W każdym razie po roku napisał: Pani się myli, bo Piekarski nie był zabójcą ojca. Ja sobie pomyślałam: jakim on jest historykiem? Bo jak on może powiedzieć, czy on był czy nie był. Przecież ani on nie ma dowodów na to, że on nie był, ani ja nie mam dowodów na to, że był, ale przecież są jeszcze ludzie, którzy żyli w tamtych czasach, w latach pięćdziesiątych. Zresztą on nie wie o tym, że moja mama w latach pięćdziesiątych już była u niego [Piekarskiego] w domu. Ale to była taka śmieszna historia. Ja byłam w Dzierzbach u jednego z partyzantów z obwodowego patrolu żandarmerii, bo chciałam się dowiedzieć czegoś o ojcu, ten partyzant mi nic nie powiedział, ale Krajewski mi napisał: Pani się przecież kontaktuje ze środowiskiem akowskim, ten partyzant ma straszny żal do Piekarskiego i on dlatego pani przedstawił jego jako zabójcę. Jak strasznie skłócone musi być to środowisko, prawda? Jeden drugiego podejrzewa, rzucił na niego takie podejrzenie, że to on mnie źle informuje... I wręcz sugeruje, żebym ja się z nim nie kontaktowała, bo to sensu nie ma. Bo tamten człowiek podaje informacje, które nie są prawdziwe.
Tylko jednego nie rozumiem – skoro notatki ma Bechta, to czemu Krajewski odpisywał?
Bo oni są w tej samej komórce [w IPN]. Zdaje się, że Krajewski jest przełożonym Bechty. Albo odwrotnie. Nie wiem.
A kiedy była ta wymiana korespondencji z nimi, z nim?
To wszystko było w tym roku, w lecie. Niedawno. Parę miesięcy temu z Krajewskim wymieniałam korespondencję.
A tam na miejscu, w urzędzie gminy nic takiego się nie...
Byłam w archiwum w Siedlcach niedawno i ustaliłam, jakie dokumenty podpisywał naczelnik gminy, ale jeszcze nie wyciągnęłam ich z archiwum. Spróbuję ustalić, gdzie są podpisy ojca. Jeżeli będą dokumenty z podpisem ojca, to mogą być dopiero od... Styczeń, luty, marzec, do jedenastego kwietnia 1945 r.
Feliks Badurka
A Pani tata miał drugie imię?
Nie, Feliks, Feliks Badurka.
A czy miał jakiś inny pseudonim poza „Brysiem”?
Nie. Znaczy ja nie wiem nic, mama też chyba nie znała innego jego pseudonimu, tylko „Bryś”. Ja byłam naprawdę jeszcze wtedy dzieckiem... Na pewno wiele rzeczy słyszałam, tylko nie zwróciłam na nie uwagi... Nie zapamiętałam sobie. Bo mama dużo rzeczy opowiadała o ojcu. Opowiadała na przykład, jak brał udział w różnych walkach i później uciekał, Niemcy go gonili. Kiedyś ukrył się w stodole pod sianem. Niemcy kłuli siano bagnetami, ale na niego nie natrafili. Miał szczęście. Właściwie wszyscy mieliśmy wtedy szczęście. Ja pamiętam jego... Jego mundur, jego bryczesy, jego oficerki. Pamiętam piosenki partyzanckie, które nucił, np. „Łączko, łączko, łączko zielona. Któż cię, łączko, będzie kosił, jak ja będę szablę nosił”... I taką: „Po cóż ci kochanie wiedzieć, że do lasu idę spać, dłużej tu nie mogę siedzieć, na mnie czeka leśna brać”. I jeszcze taką: „Po partyzancie dziewczyna płacze, nie płacz dziewczyno, szkoda twych łez, jeszcze sie jutro z tobą zobaczę, nim mego życia nastąpi kres”. Zdjęcie mam ojca z czasów, kiedy był w wojsku w Korpusie Ochrony Pogranicza. Miał dwadzieścia kilka lat.