Tak zwani partyzanci...
- Krystyna Badurka, Monika Stec. źródło: "Studia Litteraria et Historica" (www.slh.edu.pl)
Article Index
Nastawienie Kościoła
A czy Kościół, księża, jakoś się włączali w całą sprawę, komentowali, pomagali?
Ja wtedy byłam za mała na to, żeby w ogóle mieć jakieś pojęcie na ten temat, natomiast teraz, jak czytam w książkach, to z tych książek, właśnie z tego, co czytam, wiem, że oni byli, oni wręcz byli... Niektórzy księża z Podlasia byli członkami Narodowych Sił Zbrojnych. Podejrzewam, że nie tylko byli takimi szarymi członkami, ale wręcz byli czasami inspiratorami jakichś akcji, na pewno. W każdym razie tak byli włączeni. Nie wiem, czy to było odgórne zalecenie, czy oni to robili z własnej inicjatywy, ale księża się włączyli, włączyli się po tej stronie właśnie przeciwników władzy i partyzanci mieli w nich oparcie, mieli prawo liczyć na... na poparcie Kościoła. Nawet jest taka jedna historia opowiedziana, jak w Dzierzbach kilkudziesięciu partyzantów przyszło na zabawę, a później na stopniach kościoła w Jabłonnie mieli do ludności jakieś odezwy, mieli udostępniony w każdym razie kościół. A jeden z księży na ambonie właśnie – to też jest zaznaczone w książce – wołał, że ta władza się nie sprawdza, ta nowa władza ludowa się nie sprawdza, bo oni mieli dostarczyć żywność, mieli... Ludzie są głodni, bosi, obdarci i ta władza nic nie robi. Z jednej strony byli zabijani ci, którzy chcieli coś zrobić, a z drugiej obciążano władzę winą za to, że jest mniej robione, niż się spodziewano, więc to już jest takie, to było takie... Sianie fermentu. Tak to dzisiaj oceniam, że to jednak było celowo robione, że ci młodzi ludzie byli, byli ustawiani przeciwko władzy. Z premedytacją.
Pytam o Kościół, bo wielu ludzi, którzy nie są w stanie sami sobie wyrobić poglądów, często się kieruje tym, co ksiądz powie z ambony. Czy tak było, czy Pani tak to zapamiętała – że to było ważne, co ksiądz powiedział?
To było bardzo ważne i to jest ważne dzisiaj, w poprzednim systemie było nieco mniej ważne, dlatego że mniejszy był kontakt z Kościołem. Dzisiaj jest ten kontakt bardzo duży i znowu oddziałuje Kościół... To znaczy Kościół – może nie powinno się mówić „Kościół”, tylko to wszystko zależy od... Od proboszcza i od tego, jak... Powiedziałabym tak, że w różnych parafiach jest różnie – są księża bardziej światli i może bardziej rozumiejący swoją rolę jako duchownych i mniej angażują się w politykę. A są tacy rozpolitykowani, którzy po prostu wykorzystują tę swoją bardzo silną pozycję.
Na pewno nie można tego generalizować. Jest różnie, ale źle bardzo wpływa na ludzi na wsi Radio Maryja. Miałam okazję sama się o tym przekonać, kiedy pojechałam po kilkudziesięciu latach na swoją wieś i chciałam porozmawiać z koleżankami, z którymi się nie widziałam bardzo, bardzo długo – od dzieciństwa niemalże. Weszłam do jednej z nich do domu, stały takie trzy rozpolitykowane panie i opowiadały o tym, ile zarabia Danuta Hübner w Brukseli, a tę informację miały z Radia Maryja, że otrzymuje ogromne pieniądze. Więc ja zapytałam, ile zarabia biskup. Czy one wiedzą, ile ich biskup zarabia. Powiedziały, że ich to nie obchodzi.
Nie chcę rozmawiać o Radiu Maryja, tylko... W latach pięćdziesiątych było zastraszenie, strach. Czy Kościół katolicki był pewnego typu przewodnikiem?
Był. Był wielkim autorytetem moralnym. Państwo było świeckie, ale na stan duchowości narodu ogromny wpływ miał Kościół. Ja uważam, że pod tym względem to był bardzo szczególny okres, właściwie jedyny w całych dziejach i Kościoła katolickiego w Polsce, i państwa polskiego, kiedy Kościół katolicki znalazł się w warunkach, które najbardziej odpowiadały Kościołowi Chrystusowemu. Zostały mu odebrane ogromne dobra materialne i władza. Pozostawał wtedy ubogi, skromny i bliski ludziom.
Ale tuż po wojnie, w latach 1945-1946, czy wtedy rola Kościoła była duża?
No właśnie, na pewno duża była dla tych partyzantów i dla tych środowisk, które popierały tak zwany niepodległościowy ruch. Czy była dla ludności? Ja myślę, że wtedy te warunki były tak strasznie ciężkie, że chyba ludzie dbali głównie o to, żeby nakarmić dzieci. To było najważniejsze zadanie matek przede wszystkim. To było podstawowe zadanie – utrzymać rodzinę, nakarmić dzieci.
Zaczęły szkoły już funkcjonować, zaczęły funkcjonować zakłady pracy, zaczęła się praca na roli, więc życie się zaczęło normować, a kiedy dzieci poszły do szkół to... To tam już, już uczono naukowego poglądu na świat, więc te dzieci już zaczynały trochę inaczej myśleć – to już nie było takie, takie przedwojenne... Widzenie świata w oparciu o wizję Kościoła, o religię, tylko dzieci były już uczone racjonalnego podejścia do świata, do życia. Ja myślę, że to zaczynało mieć wpływ również na rodzinę – te dzieci. Ja może wspomnę o takim... interesującym wątku... Pamiętam, że jak poszłam z babcią do kościoła, a miałam parę lat, były rekolekcje.
To było po wojnie?
Po wojnie (już wtedy nie miałam ojca). Ksiądz na ambonie, to znaczy rekolekcjonista, strasznie był rozemocjonowany, walił pięścią w ambonę i krzyczał „Pohańbiona!”. Zapamiętałam to słowo „pohańbiona”. O co chodziło – chodziło o to, że dziewczyna z tej wsi urodziła dziecko nieślubne. Zainteresowała mnie jakoś ta sprawa i moja babcia, moja mama zaczęły się na ten temat wypowiadać. Mówiły, że Kościół oczywiście potępia to, że dziewczyna potrafi urodzić nieślubne dziecko, ale mama mówiła, że za jej czasów jej kolega był nieślubnym dzieckiem. Jak był małym chłopczykiem, to pasł krowy, i jak chłopcy wychodzili z kościoła po takich właśnie naukach księżowskich, wpadali do niego na pastwisko i zaczynali go bić.
Te dzieci były po prostu bite, poniżane, upokarzane, dlatego że to były dzieci nieślubne. I na to włączyła się babcia, i powiedziała, że za jej czasów było tak, że jak dziewczyna na wsi urodziła dziecko, to ksiądz nawet nie pytał o to, jak ono się ma nazywać, bo sam nadawał imię. I tym imieniem dla chłopczyka był Alfons – po to, żeby to dziecko było napiętnowane przez całe życie. Dziewczynki imienia nie pamiętam.