Tak zwani partyzanci...
- Krystyna Badurka, Monika Stec. źródło: "Studia Litteraria et Historica" (www.slh.edu.pl)
Article Index
Robotnicy z Chodakowa
Ja jeszcze tylko na jedną rzecz chciałam zwrócić uwagę, co mnie uderzyło w książce [Krajewski (red.) 2007: 223-224, 230]. Pisze historyk, że ubowcy razem z KBW i z poli..., z milicją robili obławy na kolejnych wsiach, żeby zastraszać ludność. Otóż nie. Bardzo mocno przeciwko temu protestuję. To były obławy w bardzo określonym celu – oni szukali, chcieli, chcieli znaleźć bandziorów w lasach (tak ich określali). To nie było w celu zastraszenia ludności, tylko w celu znalezienia konkretnych... Jeżeli mieli jakąś, jakieś podejrzenia, jakąś informację, może nawet od kogoś uzyskaną w wyniku bicia czy katowania, że gdzieś w lesie jest jakiś oddział uzbrojony, to oczywiście robili obławy, robili różne akcje, żeby tego kogoś dopaść. Ale to nie było tylko i wyłącznie w celu zastraszenia ludności.
I ja na przykład jeszcze... Zdumiewa mnie takie przedstawianie dzisiaj historii, jak czytam o... Był taki oddział „Bartosza”[4]; oddział „Bartosza” był podporządkowany „Łupaszce”[5], takiemu legendarnemu dowódcy partyzanckiemu. No więc oddział „Bartosza” w 1946 r.... To się szwadron nazywało – szwadron „Bartosza” zamordował dziesięcioro młodych ludzi, aktywistów, którzy jechali z ulotkami. Oni jechali z ulotkami, chyba to było przed wyborami. I zostali złapani na szosie, między Węgrowem a Sokołowem, zamordowano ich koło Kamieńczyka i tam zostali utopieni w Bugu. Oni przymarzli do rzeki i wtedy, kiedy ich odkryto, to właśnie musieli odrąbywać te ciała. Ja nie wiem, w jakich okolicznościach, jak oni ginęli, bo, bo... Wiem tylko tyle, że byli wszyscy, byli wyrąbani z tej zamarzniętej rzeki w grudniu i potem dokonano ogromnej obławy, bardzo szeroko. Były rozstawione wojska – wtedy już nie tylko KBW i milicja, i UB, ale to było też wojsko – oddziały Berlinga. Zrobili bardzo, bardzo szeroką obławę i rzeczywiście łapali mężczyzn – takich od kilkunastu do czterdziestu czy pięćdziesięciu lat, wieźli ich do Sterdyni do szkoły i tam ich katowali, bo chcieli wydobyć informację o tych, którzy zabili właśnie tych dziesięcioro ludzi.
A skąd byli ci aktywiści, ci zamordowani?
Oni byli z Chodakowa, ja nawet nie wiem, gdzie to jest, to jest, to była... To była głośna później sprawa, bo to byli tak zwani, znaczy mówiono o nich: „robotnicy z Chodakowa”. Robotnicy, młodzi ludzie, robotnicy z chodakowskich zakładów – chemicznych zdaje się.
Ale, rozumiem, oni byli w partii, tak?
Nie, nie mam pewności, nie wiem, bo jest taki, jest taki akapit w książce Mazowsze i Podlasie w ogniu [Krajewski (red.) 2007]. Jest przedstawione to tak, że zostali złapani młodzi ludzie z ulotkami i z bronią, a później historyk jakoś ma z tym trudności, ma problem z przedstawieniem tej całej sprawy, najchętniej by pewnie w ogóle o tym nie wspomniał, że dziesięcioro ludzi zostało zamordowanych, ale pisze, że oni mieli przy sobie legitymacje ubowskie, bo tak stwierdził „Łupaszka”. Bo tak stwierdził „Łupaszka”. Ale w innym z kolei miejscu, na innej stronie (być może w innej książce), czytam, że „Bartosz” ich prowadził do „Łupaszki”, ale ich nie doprowadził. Wobec tego, jaką miał możliwość „Łupaszka” stwierdzić, czy oni mieli legitymacje, czy nie mieli, jak nie mieli kontaktu w ogóle z „Łupaszką”? Bo nie tylko ich nie doprowadził do „Łupaszki”, ale nie spotkał się nawet sam „Bartosz” z „Łupaszką”, czyli to mówienie, że „Łupaszka” stwierdził, że oni mieli legitymacje ubowskie, nie ma żadnego pokrycia w faktach. No, po prostu jest nieprawdą! Czyli rzuca się na nich podejrzenie, że to byli ludzie związani z UB, po to, żeby usprawiedliwić tę śmierć. Niemniej jest to mord dziesięciorga młodych ludzi. To był straszliwy mord. I to, że później była ta wielka, bardzo szeroko zakrojona akcja, żeby znaleźć tych bandziorów, to było... To było usprawiedliwione właśnie tym morderstwem. I jeszcze dosyć ciekawie właśnie brzmi takie wytłumaczenie historyka dzisiaj, że oni nie uszanowali święta Bożego Narodzenia, tylko zorganizowali obławę w pierwszy dzień Świąt. To podkreśla historyk dzisiaj. To było najważniejsze, że to było w pierwszy dzień Bożego Narodzenia. Czyli w ogóle nie skupia się na tym, że to był straszliwy mord, tylko że właśnie... I oni wtedy rzeczywiście prawdopodobnie w wyniku tego... Tego... No, tych swoich metod śledczych, jakie zastosowali, uzyskali informację, kto był sprawcą tego mordu, zrobili sąd doraźny, od razu tych ludzi osądzili na karę śmierci i wykonali wyroki. I kilkunastu ludzi zostało wtedy rzeczywiście rozstrzelanych.
A kim byli ci ludzie – ci, na których wydano wyroki?
To byli ludzie z Kamieńczyka, dwóch było... To byli ci partyzanci tak zwani, którzy byli właśnie w tych oddziałach różnych.
Ale wiadomo, w których byli oddziałach?
Oni byli w różnych oddziałach. O to chodzi właśnie, że oni byli... W ogóle oni sobie zmieniali te jednostki, przechodzili od jednej do drugiej, albo się dzielili, albo się łączyli. Tak, że tam nie było jakichś takich określonych od początku do końca oddziałów, tylko to były takie różne oddzialiki, które się jakoś różnie konstytuowały, a ilu ich było w momencie wykonywania tego, tego mordu, trudno powiedzieć, bo oni się prawdopodobnie też skrzykiwali. Jeżeli była jakaś taka akcja, gdzie mieli możliwość uczestniczyć, to się po prostu z różnych tych swoich oddzialików przyłączali.
Czy Pani wie, jak reagowała ludność miejscowa na tę całą sytuację?
Można sobie wyobrazić – była potwornie przerażona, i w ogóle nikt nic nie mówił, bo to było porozumiewanie się półsłówkami, nie można było się wychylić ani z osądem jakiejś sytuacji, ani z przekazaniem jakichś własnych odczuć na ten temat, bo każdy się bał, bo nie wiedział, z kim ma do czynienia, prawda? Jak to zostanie wykorzystane i co będzie później. Więc nie było, no, nie było możliwości w ogóle na ten temat rozmawiać.