Getto w Sokołowie Podlaskim

Article Index


 

Image
 

Jako podstawę swoich rządów Niemcy stosowali terror i zastraszenie. „Poszedłem dalej i ujrzałem 75-letniego Szymna Hojsena, którego Niemcy rzucili w błoto i zaczęli mu nożami strzyc brodę. Szymon rękami próbował zasłaniać twarz. Ze strachu dostał konwulsji. Hojsen był talmudystą. Po odejściu Niemców przybiegła jego córka i zabrała go do domu. Starzec zmarł z zakażenia”14 – zapamiętał świadek tamtych wydarzeń Josef Kopyto.
Były wypadki, że i młodzież polska próbowała takich ekscesów, m.in. zaatakowano ortodoksyjnego Żyda, Abrama Rozenhanda. Niemcy nie pozwalali jednak innym na takie zachowanie. Te „zabawy” rezerwowali tylko dla siebie. Charakter ich postępowania był dość czytelny. Świadczy o tym kolejny fragment wspomnień Josefa Kopyto: „W sobotę w Święto Trąbek odbywały się u sąsiada mojego Gedalie Himelfarba modlitwy. Było to między 2 a 3 po południu. Zebrało się 20-30 Żydów na modlitwę. Nagle pokazali się Niemcy. Między modlącymi się był brat mojej żony Lejzor Aszer, syjonista. Niemcy kazali wszystkim Żydom wyjść z tego mieszkania. Ustawili ich w szeregi. Kazali wynieść wszystkie świętobliwe księgi na podwórze i rozniecić ognisko, a Żydów aresztowali. Siedzieli całą sobotę. Udało się wykupić wszystkich”15.
Okupanci niszczyli też wszelkie materialne ślady życia i tradycji Żydów w mieście. Na początku okupacji, podczas mroźnej zimy 1939-1940 r., władze miejskie pozwoliły Polakom ścinać na opał rosnące na cmentarzu żydowskim drzewa. Latem 1941 r. na polecenie starosty Gramssa, władze miejskie rękoma kilkudziesięciu Żydów demontowały kamienne nagrobki oraz niwelowały teren. Niemcy nakazali płyty z piaskowca układać w miejscach, gdzie kwaterowali, jako chodniki. Granitowych nagrobków użyto do wybudowania tarasu znajdującego się na Szewskim Rynku. „Kiedy Żydzi zdejmowali owe nagrobki, często przyglądałem się, jak to czynili, gdyż ojciec mój miał warsztat po drugiej stronie jezdni, za którą rozciągał się cmentarz. Zdejmując jeden z dużych kamieni, długo nad nim stali, coś dyskutowali, lamentowali, czyniąc rękami różne gesty. Wtedy znajdująca się w pobliżu i obserwująca to moja matka podeszła do Żydów i zapytała: Dlaczego tak długo nie zabieracie tego kamienia? – Aj, proszę pani! – odparł jeden z Żydów. Tu leży rabin, który żył trzysta lat temu! W 1942 roku posadzono tu drzewa i utworzono park”16 –zapamiętał Marian Pietrzak. Synagogę miejską, która stała u zbiegu ulic Magistrackiej i Kuśnierskiej, rozebrano w 1943 r.

Image
 

W sierpniu 1941 r. nastąpiło zamknięcie getta. Warunki życia „za druta mi” pogarszały się z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc. Dorośli zdawali sobie sprawę z trudnego położenia. Dzieci, mimo głodu, bawiły się dalej nieświadome grozy. „Czasami, kiedy nie było w pobliżu żandarmów, podchodziłem pod druty getta. Podchodzili też żydowscy chłopcy. Zaczynała się między nami rozmowa.
– Ty, chłopiec! Przynieś mi kawałek chleba! – wołał jeden i drugi. – Sprzedam ci wózek lub coś innego – wołał trzeci. Większość z nich znałem z widzenia, gdyż niedawno mieszkaliśmy razem w getcie. Jednego znałem bardzo dobrze. Kilka razy spotykaliśmy się przy drutach. Ten dobrze znany mi chłopiec nazywał się Natan Skowroński. Jeszcze przed kilkoma tygodniami, mimo że getto było już szczelnie ogrodzone i strzeżone, ukrytym wejściem opuszczał je i przychodził do mnie bawić się. Natan był niezbyt podobny do Żyda. Umiał dobrze mówić po polsku. Jego rodzice pochodzili z Kalisza. Kiedy ich miasto przyłączono do Rzeszy i utworzono tam getto, uciekli do Generalnej Guberni, licząc na to, że tu łatwiej będzie przeżyć wojnę17„ – wspomina Marian Pietrzak, dodając że mogło to być w maju lub czerwcu 1942 r. Była jednak i  organizowana niewielka pomoc dla getta. Na adresy zaprzyjaźnionych Polaków przychodziły paczki z towarami i żywnością zamówioną przez żydowskich mieszkańców. Paczki te były następnie przemycane do właściwego odbiorcy w getcie18.
Getto „uszczelniono” drutem kolczastym od strony ogrodów przy ul. Pięknej, a płotem  drewnianym od ul Przechodniej. Wyloty ulic, które łączyły się z ul. Długą zablokowano wysokimi trzymetrowymi murami, na których dodatkowo umieszczono tłuczone szkło. Raptownie pogorszyła się sytuacja zdrowotna mieszkańców.

Image
 

Marian Pietrzak napisał: „Ale kiedy wyczerpały się zapasy, a przywóz artykułów żywnościowych został wstrzymany, w utworzonym getcie znikła konkurencja, a sprzedawcy rzestali zapraszać do spożywczych sklepów. Wkrótce stały one puste. W getcie zapanował głód.
Dziesiątki Żydów, gdy zapadła głęboka noc, cicho, bezszelestnie jak duchy opuszczało swe domy, udając się do pobliskich wsi. Byli to przeważnie kupcy i rzemieślnicy. Ci pierwsi kładli do worków różne towary przemysłowe, które można było sprzedać na wsi, uzyskując za nie mąkę, ziemniaki i inne artykuły żywnościowe. Ci drudzy byli to przeważnie szewcy. Chodzili oni po wsiach od domu do domu, zbierali stare obuwie, przynosili do getta i reperowali. Za kilka dni dnosili je do tych samych właścicieli, uzyskując w ten sposób artykuły żywnościowe. Oprócz tych kupców i szewców do wsi szli również tacy, którzy nie byli ani rzemieślnikami, ani kupcami  nie mieli nic do zaoferowania rolnikom – szli żebrać o jałmużnę19”.
W pamięci autora wspomnień pozostał taki obraz: „Krótki, jesienny dzień miał się ku końcowi. Zaczął zapadać zmrok. Szmul tego dnia wcześniej niż zwykle powracał do getta. I już przeciskał się przez dziurę w płocie, gdy nagle rozległ się okrzyk: – Halt! To żandarm Proppe zauważył przemykającego Żyda. Szmul przychylił się jeszcze bliżej ziemi i trzymając kurczowo swój worek, zaczął szybko uciekać. Przebiegł tylko kilka kroków, gdy rozległ się huk wystrzału. Szmul skurczył się jeszcze bardziej i bezwładnie upadł na ziemię. Biegnący za nim żandarm podszedł do leżącego Żyda i trącił go nogą. Szmul był martwy. Niemiec kopnął worek, z którego posypały się ziemniaki i kawałki chleba. – Verfluchte, Jude! – zaklął głośno i jakby nic się nie stało, poszedł dalej20”.
Starosta powiatowy Gramss wydał pismo 25 kwietnia 1941 r., skierowane do wójtów i zarządów miejskich, sołtysów, gmin żydowskich, lekarzy, szpitali i posterunków policji. Punkt 4 tego pisma brzmiał: „Jeżeli w jakiejkolwiek wsi pokażą się Żydzi (z opaską czy bez opaski), którzy handlują ubraniami lub tem podobnym, należy ich zatrzymać i powiadomić starostę. W Groszkach przez kupno zawszonego ubrania zarażono się tyfusem. Podobnie w Kałuszynie21”.

Image
 

Działania niemieckie wobec Żydów miały na celu całkowitą ich izolację i kontrolę. 24 lipca 1941 r. Starostwo Powiatowe w Sokołowie wydało Okólnik nr 42, który podpisał Beau, zawierający następujące zakazy względem Żydów: zakaz opuszczania miejsca pobytu lub dzielnic żydowskich, zakaz wykorzystywania Żydów do prac jednostkowych, zatrudniać Żydów mogły jedynie Urzędy Pracy w Siedlcach i ich filie w Sokołowie i Węgrowie (wyjątek stanowił szpital wojenny w Sokołowie), zakaz zamieszkiwania Żydów poza ustanowionymi dzielnicami w Węgrowie i Sokołowie, zakaz korzystania z publicznych ulic i dróg, a nawet wyznaczania furmanów pochodzenia żydowskiego do świadczenia podwód i usług dorożkarskich22.
W grudniu 1941 r. przesiedlono do getta w Sokołowie Żydów z Korczewa (w liczbie 51 osób) i terenu gminy Korczew23.
Przedwojenni nauczyciele, mimo represji władz okupacyjnych, nadal nauczali, ryzykując życiem. Tak wspomina Marian Pietrzak: „Po wejściu do sieni otworzyłem pierwsze drzwi, bez pukania. Ale gdy znalazłem się w mieszkaniu, pomyślałem, że chyba wszedłem nie w te drzwi, gdyż zamiast sklepu na środku dużego pokoju stały dwa duże razem zsunięte stoły, a przy nich około piętnastu żydowskich uczniów, mniej więcej w moim wieku, z książkami i zeszytami przed sobą. Obok na krześle, siedział starszy już wiekiem mężczyzna, niedużego wzrostu z dużą siwiejącą brodą, o bladej ascetycznej twarzy. Był to zapewne ich nauczyciel. Ogarnąłem wzrokiem mieszkanie: – Omyliłem się – pomyślałem. Zamiast do sklepu wszedłem do szkoły, gdyż w sieni tej było dwoje podobnych drzwi. Już miałem wyjść, gdy siedzący nauczyciel wstał z krzesła,  spojrzał na mnie i, jakby odgadując moje myśli, zapytał: – Szukasz sklepu? – Tak – odparłem. – Sklep teraz znajduje się tam – odparł, wskazując mi drzwi z prawej strony, prowadzące do  sąsiedniego pokoju. – Zaczekaj chwilę – dodał – Sklepowa wyszła gdzieś, ale zaraz wróci. Stanąłem z boku przy drzwiach, czekając cierpliwie na sklepową. Nauczyciel odwrócił się i zaczął prowadzić przerwaną naukę. Zdziwiło mnie mocno, kiedy usłyszałem, że lekcja, którą prowadził, była wykładana w języku polskim i dotyczyła wyrazów pisanych przez samo „ż” i „rz”, ponieważ kilka razy widziałem podobne szkoły, gdzie lekcje zawsze były prowadzone w języku hebrajskim. Przyglądając się chłopcom pomyślałem: – Po co oni się jeszcze uczą?”24.