Mirosław Greluk

Article Index

Artysta transgresyjny

Mirosław Greluk
Mirosław Greluk

-Mirosław Greluk artysta malarz, pedagog, menedżer, fotografik, wolontariusz. Urodził się 16 lutego 1966 roku w Łukowie, mieszka w Siedlcach. Jest absolwentem PSZ "Reklama" w Mińsku Mazowieckim. Ukończył studia na Wydziale Psychologii i Pedagogiki UMCS w Lublinie w Instytucie Wychowania Artystycznego. W 1997 roku otrzymał stypendium Ministra Kultury i Sztuki ( najmłodszy stypendysta w Polsce). Pierwszą wystawę swoich obrazów zrealizował w 1987 roku wspólnie z Piotrem Kozakiem w Galerii im. Brata Alberta w Siedlcach. Od 1997 roku zajmuje się malarstwem, prowadzi bogatą działalność społeczną i artystyczną, realizując wiele osobliwych i niekonwencjonalnych pod względem treści i formy wystaw m.in. w Puławach, Warszawie, Siedlcach. Wystawiał swoje obrazy także za granicą w Internazionale Universitet Perugia we Włoszech (1991) oraz w Galerii PORTO na Korsyce we Francji (2003). Znane są jego kopie takich mistrzów jak J. Kossak, A. Wierusz-Kowalski (za "Wyjazd na polowanie" na GRELOWISKU w 2000 roku uzyskano 15.000 zł) czy W. Chmieliński. Mówi o sobie: "Odrzuciłem ambicje artystyczne dla realizacji społecznej, dzięki czemu znalazłem swoją właściwą drogę życia, a swój talent i sztukę wykorzystuję dla pomagania osobom potrzebującym". Słowa te znajdują odzwierciedlenie w GRELOWISKACH - Spotkaniach Artystyczno - Towarzyskich i Charytatywnych, których jest twórcą i realizatorem od 1997 roku. Mają one na celu integrację ludzi świata biznesu, polityki, kultury i mediów regionu, promowanie rodzimych artystów oraz pomoc potrzebującym. Łączą przyjemne (wernisaże malarstwa i fotografii, występy artystyczne, pokazy mody, bale do białego rana) z pożytecznym (licytacje obrazów artysty na cele charytatywne). Grelowiskowy mecenat prywatny zakorzenił się na tyle w świadomości społecznej, że stał się już tradycją. Do tej pory odbyło się 18 GRELOWISK, dzięki zebranym na aukcjach środkom finansowym obdarowanych zostało ponad 60 instytucji potrzebujących pomocy (specjalne ośrodki szkolno-wychowawcze, domy dziecka, szkoły specjalne, zakłady opieki zdrowotnej, organizacje artystyczne, domy i stowarzyszenia pomocy społecznej, zakłady wychowawcze etc.).

W konwencji GRELOWISKA Mirosław Greluk w 2000 roku w Sinołęce zorganizował Galę Podlaskiej Izby Przemysłowo-Handlowej, a w 2001 roku w Chlewiskach Regionalną Galę Business Centre Club Loży Siedleckiej. W 2002 roku współorganizował Aukcję Obrazów na rzecz fundacji Jolanty Kwaśniewskiej "Porozumienie bez barier" w Pałacu Prymasowskim w Warszawie. Od 2002 roku artysta jest radnym miasta Siedlce. Jak sam mówi : "Jest to kolejny krok w moim życiu społecznym, wiem, czym jest służba publiczna".

Laureat nagrody Prezydenta Miasta Siedlce "Sponsor Roku 2002" za działalność społeczno-charytatywną. W czerwcu bieżącego roku został uhonorowany dziecięcym Orderem Uśmiechu za pracę na rzecz dzieci specjalnej troski (do nagrody zgłosiły Mirka dzieci ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego z Siedlec i Jaworka). Ostatnio odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi oraz tytułem Gazdy Beskidów Prezydenta Miasta Bielska-Białej (więcej o artyście i jego twórczości na stronie www.greluk.siedlce.net.pl).

Artystę spotkałam na koncercie charytatywnym "Podaj rękę swemu bratu" i poprosiłam o wywiad.

Jakie miejsce zajmuje fotografia w Pana twórczości?

Dla mnie fotografia jest dopełnieniem malarstwa, gdzie chcę pokazać ulotne piękno w formie malarstwa jednakże zatrzymane w kadrze. Gdzie osoba, czy przemiły fotografowany ma osobliwą formę, określony nastrój - zdjęcie nie jest dokumentem, a formą artystyczną. Jestem pasjonatem a nie profesjonalistą, ale im chyba nie chodzi o profesjonalne przygotowanie. Wszystko odbywa się w naszym umyśle, to co ja chcę widzieć na tym zdjęciu.

Na Pana drogę malarską składa się kilka etapów, czy jest to może konsekwentna kontynuacja jednego kierunku?

Jest kilka etapów w malarstwie. Pierwszy to etap przemyśleń egzystencjalnych, filozofia życia. Dlaczego istniejemy, dokąd zmierzamy? Wtedy w obrazach pokazywałem moje emocje, przeżycia złe i dobre, głównie związane z uczuciami, czyli miłością do kobiet. To kobiety determinowały moje życie w tamtym okresie i oddziaływały na moją twórczość. Przecież przeróżne cierpienia emocjonalne wpływają na przemyślenia egzystencjalne. Więc były to obrazy surrealistyczno - symboliczne, właśnie egzystencjalne, gdzie pewnymi symbolami określałem sfery przeżyć i to, co chcę powiedzieć ludziom. Był to też okres wielu wystaw. Głównie w regionie Mazowsza, ale też jeździłem do Włoch, tam malowałem na starówkach. Tam też zrobiłem jedną wystawę dla młodzieży na Uniwersytecie w Perugi. Potem zaczęły się pojawiać formy estetyzujące. Czyli np. kwiaty, które były różnie pokazywane, "szpachelką", kolorem, takie zabawy farbą. Nie wgłębianie się emocjonalne, tylko artystyczne. Ciało kobiety, czyli akt. Kilka wystaw aktów zrealizowałem, a kobieta była pretekstem do twórczości, poszukiwań nowych form artystycznych, które miały pokazać jakiś nastrój swoim kolorem, formą czy fakturą. Już nie przemyślenia. Malarstwo to nie wiersz, czy grafika. Malarstwo powinno być uderzeniem pędzlem, to powinna być feria barw. Stąd ten mój ostatni okres, gdzieś tak od ośmiu lat, kiedy znalazłem swoją drogę życiową, czyli tę charytatywno- społeczną. Teraz są to formy już czysto estetyczne, które mają ubarwiać świat, cieszyć wzrok, duszę, umysł, dawać pozytywną energię z malarstwa. Przede wszystkim sztuka powinna emanować dobrą energią, dawać radość. Nie powinna determinować do jakichś przemyśleń, przeżyć egzystencjalnych, smutku. Pojawia się tu dużo połączeń kwiatów z abstrakcją, dużo form abstrakcyjnych, ale zawsze z elementami troszkę realistycznymi, aby zachować równowagę, bo jeszcze nie jestem na takim etapie żeby tylko chlapać po płótnie. Choć są i tacy, którzy nie namalowali w życiu konia czy portretu, a chlapią i uważają się za wielkich artystów. Ja namaluję wszystko, dano mi taki talent, że sprawdziłem się malując czy to konie, czy pejzaż, czy portret, czy akt. Zresztą żaden temat nie sprawia mi trudności. Wszystko poprawnie maluję, a potem dopiero zaczynam się bawić, czyli normalna droga do doskonałości. Choćby te moje kopie Kossaka, czy Wierusza-Kowalskiego, które są na aukcjach grelowiskowych, z łatwością stworzyłem. Siedem biegnących koni Chmielińskiego namalowałem w jedną noc. Teraz jestem od ośmiu lat na etapie właściwej drogi życiowej. Ambicje artystyczne odrzuciłem. Obecnie dominuje działalność charytatywna i społeczna, sztukę wykorzystuję do pomagania potrzebującym.


 

Co najbardziej lubi Pan malować?

Wszelkie formy takie, w których czegoś się poszukuje, ciepłe, kolorowe, emanujące dobrą energią. Maluję także sztukę użytkową, pod konkretne wnętrza. Najbardziej lubię je ździć po domach i wlewać w nie ducha moimi obrazami.

Na początku fascynował Pana Salwador Dali?

Tak to był mój idol ze względu na surrealizm, technikę malowania. One mnie fascynowały. Potem odrzuciłem to, ale nie w sensie odrzucenia jego malarstwa, bo nadal go podziwiam.

Ma Pan ulubioną technikę malarską?

Nie, ja bawię się wszystkim, poszukuję. Jestem człowiekiem pomysłowym, kreatywnym. W jednej chwili mogę mieć pięć, dziesięć różnych kierunków i nie ograniczam się do czegoś, bo sobie wymyśliłem jeden kierunek i pół życia maluję to samo. Nie boję się używać farb prosto z tuby, żeby kolory były intensywne. Zazwyczaj artyści je brudzą, łączą, marzą i tylko brud jest na obrazach. Owszem, czasem tak trzeba, ale ja wolę czyste, żywe kolory.

Maluje Pan z natury?

Nie, korzystam ze zdjęć, przede wszystkim Jurka Kośnika. Zaprzyjaźniliśmy się i on użycza mi swoje prace. Głównie są to zdjęcia aktów i aktorów albo korzystam z "Historii fotografii polskiej" i podpisuję na bazie jakiej fotografii autora jest obraz. Co do pejzażu to często korzystam ze zdjęć siedleckiego fotografika, mojego przyjaciela, Bogdana Skarusa.

Jakie były początki Pana działalności artystyczno-charytatywnej?

To była moja pierwsza wystawa fotograficzna, na której w połączeniu z koncertami, jakimiś formami dodatkowymi, ubarwiającymi wernisaż, prowadzona była aukcja obrazów. Licytacja przebiegła tak wspaniale, a jeden obraz sprzedany został za 1800 zł. W Siedlcach nigdy nie osiągnięto kwoty wyższej niż 200 zł i to za bardzo znanych malarzy. To uświadomiło mi, zresztą przy pomocy przyjaciół przedsiębiorców - to dzięki nim są GRELOWISKA i mogę tak odczuwalnie pomagać - że możemy pomagać w ten sposób potrzebującym. Każda następna impreza była głównie aukcją obrazów a dodatkowo byciem ze sobą, integracją ludzi biznesu, władz samorządowych, mediów. Łączeniem przyjemnego z pożytecznym. My, bawiąc się , spotykając, pomagamy potrzebującym. Objęliśmy opieką głównie szkoły specjalne z byłego terenu województwa siedleckiego.


 

Dlaczego właśnie szkoły specjalne?

Dlatego, że są najmniej finansowane przez państwo i przez samorządy, a środki te, to niezbędne minimum na płace dla pedagogów, wychowawców, jedzenie, przybory szkolne i nic więcej.

Nie ma na radość. Wszystko, dodatkowe fundusze trzeba oddzielnie załatwiać z zewnątrz i my tę radość dzieciom dajemy. Oczywiście przez te siedem lat są to już spore środki finansowe i rzeczowe, ponad 400 tys. zł w gotówce i gdzieś połowa tego w darach. Są to często rzeczy bardzo potrzebne szkołom, ale których normalnie by nie zakupiły. Nawet robiony był remont dachu w Jaworku przez jedną z firm węgrowskich, państwa Elżbietę i Sławka Krasnodębskich. To są telewizory, magnetowidy, komputery, okna, zmywarki, pralki. Poza tym obdarowanych przez GRELOWISKO zostało już ponad 60 różnych instytucji np. fundacja pani Kwaśniewskiej. Wspieramy też młodych artystów, jeden obraz był przeznaczony na zbiorek poetycki, ufundowaliśmy także, młodej Siedlczance z "Idola"- Magdzie Rejtczak stypendium w Wyższej Szkole Promocji w Warszawie. Prorektorem tej uczelni jest mój przyjaciel, znany prezenter radiowo-telewizyjny Artur Orzech, który od 7 lat prowadzi GRELOWISKA. Przekazaliśmy środki dla sportowców w Węgrowie, były też finansowane zakłady opieki zdrowotnej, warsztaty terapii zajęciowej. To niektóre z wielu.

Kim bardziej się Pan czuje, społecznikiem czy artystą?

Dla mnie artysta to człowiek troszkę mniej odpowiedzialny ode mnie. Więc może ja mam w sobie kilka postaci, czyli: artystę, wolontariusza, pedagoga, społecznika, menedżera, psychologa, a przede wszystkim człowieka kochającego życie, który kocha ludzi, nie jest na nich obojętny, jest wrażliwy i kocha być z ludźmi. Ja nie wiem, czym jest samotność, nuda, zawsze mam coś do zrobienia. Często muszę uciekać, by mieć trochę prywatności i intymności.

Uważa się Pan za charyzmatyka?

A cóż to za określenie - Charyzmatyk to taki, który oddziaływuje na ludzi, społeczeństwo? Charyzmatycznym można być tylko w formie zachowań, chociaż.... Znając niektóre odjechane zespoły, artystów typu Jim Morrison z The Doors, czy Marilyn Manson trzeba by się było zastanowić, czy pojęcie to jest pozytywne, czy jednak negatywne. Czy sataniści to też są charyzmatycy?

Pozytywnym charyzmatykiem? Tak i czuję, że mam misję. Pomaganie dzieciom i dawanie im radości to jest tylko cząstka całej idei. Jest kilka aspektów mojej działalności. Przede wszystkim jest to integracja przeróżnych środowisk, bo ludzie coraz bardziej się alienują od szerszych kręgów. Skupiają się wokół siebie w bardzo małych grupach, chowają, zamykają hermetycznie, wręcz nie dopuszczają innych do siebie.


 

Jakie są cele GRELOWISK?

Integracja ludzi, edukacja artystyczna i kulturalna, pomoc dzieciom i instytucjom oraz promowanie swoich rodzimych artystów. Marzy mi się, aby móc dawać stypendia młodym uzdolnionym artystom, którzy nie mają możliwości pójścia do właściwej szkoły, aby się rozwijać i kształcić, nie mają środków finansowych, żeby coś wydać, czy zrealizować jakąś formę artystyczną.

Jak się Pan czuje jako Kawaler Orderu Uśmiechu?

Nie pracuję dla orderów. To jest wypadek przy pracy. Dzieci i grono pedagogiczne uparło się, żeby coś od siebie dać i ja to rozumiem. Jeżeli ja jestem nastawiony na dawanie i czerpię przyjemność z tego, że daję, to rozumiem, że też należy się nauczyć brać. Order Uśmiechu traktuję jako dar od dzieci i grona pedagogicznego, podziękowanie za moją pracę. W czerwcu bieżącego roku miało miejsce oficjalnie jego wręczenie na Festiwalu Dziecięcym, który po raz pierwszy zorganizowałem w Siedlcach w amfiteatrze. Festiwal ten jest kolejnym krokiem w mojej działalności i realizowaniu tzw. "Dni radości", które co roku w czerwcu odbywają się w szkole specjalnej w Jaworku. Wtedy to do ośrodka zjeżdżają dzieci z innych placówek i cały dzień sprawiamy im radość w różnych formach. Nawet nie odczuwam tego Orderu Uśmiechu. Wiem, że jest to piękne i jedyne w Siedlcach, czy w tym regionie, ale nie czuję się przez to jakiś lepszy, bogatszy o coś, po prostu jest normalnie.

Z Mirosławem Grelukiem
rozmawiała Agnieszka Rońda