Irena Filipczuk
- Aneta Stańska
Article Index
Jaki wiersz napisała pani ostatnio?
- Mój ostatni wiersz napisałam po śmierci papieża. Po pogrzebie Ojca Świętego padło tyle pięknych i mądrych słów, że powiedzieć coś od siebie nie było łatwo. Przeczytałam go podczas Dnia Seniora w Sabniach i w niektórych oczach widziałam łzy.
Często jeżdżę na spotkania z ludźmi, szczególnie z młodzieżą szkolną. Byłam także na spotkaniu w Środowiskowym Domu Samopomocy w Sokołowie Podlaskim i oczarowali mnie ci ludzie. Miałam ze sobą obrazy i wiersze. Oni byli szczerzy "aż do bólu", jeżeli im się podobało, mówili wprost, jeśli nie, również informowali mnie o tym. Gdyby nie to, co robię, nie poznałabym wielu wspaniałych osób. Nie byłabym w wielu miejscach, a lubię rozmawiać, spotykać się z ludźmi, od których mogę się czegoś nauczyć. W trakcie takich spotkań zachęcam szczególnie młodzież do pisania. Polska nie stanie się nagle krajem poetów. Chodzi o zachęcenie młodych ludzi, by chcieli coś z siebie dawać, rozwijać zainteresowania.
Chętnie uczestniczy pani w takich spotkaniach?
- Bardzo chętnie i mam ich sporo na swoim koncie. Często jestem zapraszana do szkół, gdzie na zajęciach trochę rysuję, czytam albo układamy razem z dziećmi wiersze. W Jabłonnie prowadziłam warsztaty w okresie ferii zimowych. Niestety, w kontaktach tych widać, że dzieci i młodzież za mało czyta. Zachęcam ustawicznie swoje wnuki do czytania przed zaśnięciem. Powtarzam im: Nie ma spania bez czytania! Młodzież ciągle siedzi przed telewizorem i niestety, widać tego wpływ. Nie potrafi się wysłowić. Gołym okiem widać brak oczytania. Książki były całą moją edukacją. W podstawówce przeczytałam bibliotekę własną i nauczycielską. Później czytałam dużo poezji. Lubiłam i w dalszym ciągu lubię spacerować wieczorami. Kiedyś recytowałam sobie wiersze K. I. Gałczyńskiego, aż w końcu udało mi się coś własnego napisać.
Gałczyński jest pani ulubionym poetą?
- Najbardziej bliska jest mi jego forma wierszy. Chociaż w tej chwili przeszkadza mi to troszeczkę. Mam za mały kontakt z poezją współczesną, ponieważ wychowałam się na klasykach.
Czy ma pani swój poetycki wzorzec, który ułatwia pani pisanie?
- Chyba nie da się na kimś wzorować i nie ma to sensu. Na tym polega różnica pomiędzy malowaniem a pisaniem. Malowanie jest czymś, co czerpie się z zewnątrz, a pisanie z głębi siebie. Jeżeli wzoruję się na utworach poetów, stworzę plagiat albo sztuczny wiersz. Można zapożyczyć od kogoś jedynie formę.
Jakie jest pani marzenie?
- Wydanie tomiku, a mam już 20 wierszy. Chciałabym zostawić jakieś świadectwo po sobie, by moje wnuki czy prawnuki coś o mnie wiedziały. Opisując swój czas, nie chcę pozostać anonimową masą, która nie zostawi po sobie żadnego śladu. Jestem w takim wieku, że trzeba się już nad tym zastanawiać. Mam dużo wierszy o końcu istnienia, niestety, nie da się uciec od świadomości tego. Niegdyś najbardziej marzyłam o tym, żeby się uczyć, marzyłam o dziennikarstwie.
Które z wyróżnień literackich ceni sobie pani najbardziej?
- Studenckiego Klubu Literackiego "Limes", który funkcjonował przy Wyższej Szkole Rolniczo - Pedagogicznej w Siedlcach. Było to w 1982 roku. Zajęłam pierwsze miejsce, za wiersz pt. "Chłopski los" wspólnie z panią Laurą Melnik, studentką czwartego roku polonistyki. Byłam taka dumna. Pojechałam odebrać dyplom, jednak nie uczyniłam tego osobiście.
Ma pani swój ulubiony wiersz własnego autorstwa?
- Nie, podobnie jak z dziećmi, lubi się je wszystkie jednakowo. Bardzo lubię wiersz K. I. Gałczyńskiego pt. "Sanie", także liryki Księdza Twardowskiego.
Skąd czerpie pani inspirację i kiedy z reguły pani maluje?
- Maluję przeważnie w okresie zimy. Latem jest trochę więcej zajęć. Teraz wolę sobie pojeździć po okolicy, porobić szkice. Maluję pejzaże, widoki. Mam pamięć fotograficzną. Kiedy chodzę na grzyby, siadam na pniaczku, popatrzę, a kiedy przychodzę do domu - maluję. Czasami śnią mi się rzeczy, które później maluję. Przyśnił mi się kiedyś staw ze zwisającymi nad wodą drzewami, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Gdybym wierzyła w reinkarnację, to pomyślałabym, że przydarzyło mi się to w innym życiu. Woda miała kolor, który miałam w oczach jeszcze przez tydzień. Chciałam go namalować, ale niestety, nie udało mi się.
Widziałam wśród pani szkiców także portrety...
- Do portretów trzeba mieć specjalne predyspozycje i poświęcić temu więcej czasu. Lubię rysować i patrzę czasami na ludzi jak na dzieła sztuki. Może kiedyś poświęcę więcej uwagi portretom. Pamiętam, kiedyś w Sokołowie spotkałam w sklepie kobietę. Miała ona tak fantastyczny profil twarzy, coś takiego, że ja chodziłam za nią od sklepu do sklepu. Stawałam za nią, aż zaczęła na mnie podejrzliwie patrzeć, nie mogłam oderwać wzroku od jej twarzy. Wykonałam kilka portretów: papieża, mojego taty, wnucząt, Daniela Olbrychskiego. Robiłam także akwarelką i ołówkiem ilustracje do książeczek dla dzieci autorstwa pani Bożenki Mrozowskiej.
Zaszczepia pani zamiłowanie do poezji albo malarstwa wnuczętom?
- Próbuję i ustawicznie staram się, ale to jest już pokolenie wychowywane na komputerach, może to przyjdzie z wiekiem.
Co sprawia pani większą trudność: malowanie czy pisanie? Czy można w ogóle porównać oba procesy tworzenia pod kątem stopnia trudności?
- Nie można ich porównywać. Jeżeli siądę i zaplanuję obraz, to go namaluję. Jeżeli zaplanuję, że napiszę wiersz, to go na pewno nie napiszę. Taka jest różnica. W pisaniu istotna jest chwila, moment. Nie lubię pisać okolicznościowych utworów. Napisałam jeden na zamówienie. To była szczególna okazja związana z przyjazdem papieża do Drohiczyna. Sąsiadki poprosiły mnie, żebym napisała wiersz, aby mogły modlić się o szczęśliwy przyjazd papieża. Napisałam taką prośbę majową, którą one czytały każdego dnia pod figurką Matki Boskiej. Z obrazami jest inaczej. Maluję na zamówienie, ale robię to tylko wtedy, kiedy mam na to ochotę.
Ma pani w mieszkaniu swoją prywatną galerię. Gdzie poza nią prezentuje pani swoje prace, czy oprócz targów i regionalnych imprez można gdzieś zobaczyć pani obrazy?
- Przeważnie u znajomych, dużo osób je zamawia. Dwa lata temu przed SOK występował zespół folklorystyczny z Bawarii, wtedy sprzedałam wiele obrazów, ponieważ kupowano je jako pamiątki. Jeden z moich obrazów zdobi także ścianę waszej redakcji.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Aneta Stańska