Andrzej Kublik - polityka nie jest moją jedyną pasją w życiu
- Aneta Stańska
Article Index
Akwarele i rzeźba to mój konik
- Jednym z sokołowskich regionalistów, z pasją malujących miejscowe architektoniczne dziedzictwa kultury, jest Andrzej Kublik. Maluje on obrazy olejne i pastel, ale najbardziej lubi malować akwarele i rzeźbić w drewnie. Jedna z jego akwareli zdobi ścianę naszej redakcji.
Andrzej Kublik urodził się 15 listopada 1942 roku w Wołyniach. W 1974 roku ukończył studia na Wydziale Sztuk Pięknych na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Swoje dorosłe życie związał z Ziemią Sokołowską. Z upływem czasu stał się jej oddanym miłośnikiem i patriotą. Pełnił on przez wiele lat kierownicze funkcje: w sokołowskich szkołach średnich był dyrektorem Liceum Ogólnokształcącego, Zespołu Szkół Rolniczych. Zajmował też kierownicze stanowiska w Kuratorium Oświaty oraz w Wyższej Szkole Rolniczo-Pedagogicznej w Siedlcach jako wykładowca na kierunku pedagogika kulturalna, oświatowa. W ostatniej kadencji był wicestarostą sokołowskim. Swoją działalnością objął więc pole oświatowe, prowadził też działalność społeczną i samorządową. Był także popularyzatorem plastyki wśród młodzieży. Obecnie zajmuje się między innymi przygotowywaniem zdolnej młodzieży do egzaminów na studia architektoniczne i plastyczne.
Andrzeja Kublika poprosiłam o rozmowę na temat jego artystycznej twórczości.
Jak rozpoczęła się pańska przygoda z malarstwem?
Już od dziecka, a mieszkałem wtedy na wsi, w każdej wolnej chwili lepiłem z gliny przeróżne figurki, głównie zwierząt, jak też ludzi. To mi zastępowało zabawki, których przecież wtedy nie było. Przy okazji stawały się one przedmiotem wymiany z kolegami. To zastępowało książki, gazety, których w czasie wojny nie było, jednocześnie rozbudzało moją fantazję i talent. Przygoda z malarstwem rozpoczęła się wraz z nauką w Liceum Sztuk Plastycznych w Supraślu. Malowanie i rzeźbienie towarzyszyło mi przez całe moje życie.
- Osiadając na stałe w Sokołowie, związałem się z pracą nauczycielską. Zakochałem się w Ziemi Sokołowskiej, bo kiedy zobaczyłem ten przepiękny krajobraz nadbużański, dopiero wtedy odczułem, jak ważną rolę odgrywa estetyka w życiu człowieka. Teraz dużo mówi się o ekologii, o zachowaniu środowiska naturalnego. Chodzi o to, by formy ludzkiej działalności, jaką jest architektura, nie psuły otaczającego krajobrazu, nie zaburzały jego harmonii i piękna. Warto zauważyć, jak wspaniale w krajobraz nadbużański, podlaski, zostały wtopione wszystkie kościoły, wieże, wiatraki, młyny czy pałace. My zeszpeciliśmy go wszelkimi budowlanymi potworkami. Moje zamiłowanie wiąże się z uwrażliwianiem młodych ludzi na harmonię krajobrazu, architektury. Tym bardziej jest to ważne w powiecie sokołowskim, gdzie działał najwybitniejszy architekt polski Jakub Kubicki, który zaprojektował Belweder, Kościół Św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyży. Martwi mnie, że zbyt mało osób wie o tym, iż ów słynny architekt projektował pałac w Sterdyni. Na naszym terenie powstały piękne obiekty architektoniczne. Swoje majątki mieli tu m.in: Ignacy Paderewski (stąd się wywodził), Roman Dmowski. To była i jest wspaniała ziemia, na której znajdowało się wiele pałaców. Moja działalność jest ?na pograniczu?, to znaczy, obejmuje malowanie pięknych krajobrazów, koni, i doskonale wtopionej w pejzaż architektury.
- Jaka jest pana ulubiona technika malarska?
Technika malarska wiąże się głównie z moimi możliwościami czasowymi. Ja, pracując na różnych stanowiskach, malowaniu mogłem poświęcić się w wolnych chwilach. Najczęściej były to soboty, niedziele, każda wolna od pracy chwila. Malarstwo wymaga też przystosowanej do tego pracowni. Ze względu na to, że farby są brudzące, wybrałem sobie głównie technikę, która nie wymaga specjalnych przygotowań.
Wystarczy kawałek stołu. Malowałem dużo akwarel w życiu, jednak przyznam, że jest to dość trudna sztuka. Malowałem też trochę pasteli, jak też oleje. Jestem podobno lepszym rysownikiem jak malarzem. Namalowanie najtrudniejszego aktu, ludzkiej postaci lub koni w ruchu, przychodzą mi z łatwością. Stąd też z braku czasu zająłem się akwarelą, wdzięczną techniką, choć trudną. Kiedyś, gdy brałem udział w plenerach, dość dużo malowałem farbami olejnymi.
Jaka jest ulubiona tematyka pana prac?
Są nią zarówno pejzaże, konie, jak też portrety, których trochę już namalowałem. W szkołach i instytucjach wiszą portrety patronów mojego pędzla. Są to: Baczyński, Paweł Kamiński, Świerczewski, Kopernik, Maria Curie-Skłodowska. Malowałem portrety znanych osób i prywatnych. Teraz troszkę to zaniedbałem. Jeżeli czas pozwoli, z pewnością jeszcze do tego wrócę.
Większość pańskich prac przedstawia zabytki?
Tak, postawiłem sobie kiedyś taki cel, żeby wszystkie piękne obiekty architektoniczne, tkwiące w naszym podlaskim krajobrazie, uwiecznić. Namalowałem wszystkie najważniejsze zabytki istniejącego kiedyś województwa siedleckiego. Prace pokazywane były na wystawach, niestety, z czasem jakoś mi się rozproszyły. Teraz z kolei uwieczniłem wszystkie ładniejsze kościoły, przede wszystkim kościółki drewniane, które giną. Przykładem niech będą kościółki w Rogowie, Gródku. Malowałem wszystkie kościoły naszego powiatu, także zespoły pałacowe: od Sterdyni do Patrykoz. Bardzo późno zacząłem malować pejzaże miejskie, czego żałuję, gdyż widzę, jak miasto zmienia się na naszych oczach. Nie żyję z mojej twórczości, jednak mam ten luksus, że mogę malować to, co lubię. W sztuce nie warto jest robić nic na siłę, więc maluję to, co sprawia mi przyjemność.
Czy wzoruje się pan na jakimś słynnym malarzu?
Na studiach uczono nas bardzo solidnego warsztatu. Chcąc otrzymać dyplom, trzeba było pokazać, że umie się realistycznie namalować rzeczywistość: martwą naturę, portret, pejzaż. Ja, pomimo nowych trendów w sztuce, uważam, że ten prawdziwy realizm jeszcze nie wyczerpał swoich możliwości. Dla mnie wzorami są polscy realiści XIX w. Wzór dla mnie stanowią też tacy malarze jak Malczewski, Michałowski, Wyczółkowski. Artyści ci zaimponowali mi tym, iż w jakże piękny sposób potrafili przedstawić świat taki, jakim on rzeczywiście wygląda. Fotografia również pokazuje świat, jednak nie zastąpi ona oka malarza. Nie krytykuję oczywiście tych, którzy tworzą abstrakcję. Wszystko w sztuce jest dozwolone, co jednak nie szkodzi drugiemu człowiekowi.
Czy wie pan, ile prac już pan namalował? Czy zadał pan sobie trud ich policzenia?
Nie. To nie jest możliwe. Wbrew pozorom, mam pewne powodzenie i wiele moich prac zdobi ściany prywatnych domów. Jednak około 30 - 50 udałoby mi się uzbierać na jakąś wystawę. Bywały czasy, że nie miałem w domu żadnego obrazu.
Ma pan jakieś plany, marzenia, odnośnie swoich prac, swojej twórczości?
Chciałbym, żeby coś po mnie zostało. Dzieci poszły trochę w innym kierunku, jednak u moich wnuków zauważam pewne plastyczne uzdolnienia. Mam skrytą nadzieję, że któreś z wnucząt przejmie po mnie zdolności. Chciałbym też wydać tematycznie ułożone akwarele w postaci teczki, zrobić trochę reprodukcji. Głównie dlatego, że jest to sztuka ulotna. Papier, dobrze niezabezpieczony, dość szybko ulega zniszczeniu. Myślę więc, że warto byłoby zrobić trochę reprodukcji.
Czy ktoś w pańskiej rodzinie przejawiał zdolności w tym kierunku?
Raczej nie, mój ojciec zginął w czasie wojny, podobno był zdolny. Nawet go nie pamiętam, bo miałem wtedy dwa i pół roku.
Czy obecnie dużo czasu poświęca pan na malowanie?
Teraz mniej. Do malowania potrzebne jest dobre światło. Bardzo dużo malowałem po odejściu z pracy w starostwie, ale to było wiosną. Malowałem wtedy codziennie. Teraz utrudnia mi to brak czasu, ale niedawno zrobiłem trzy rzeźby w drewnie, naturalnej wielkości, które umieściłem na działce.
Dziękuję za rozmowę i życzę panu dalszej owocnej pracy.
Aneta Stańska