Lech Zakrzewski - poeta, bard, kabareciarz i dziennikarz
- Krzysztof Czarnecki
Sokołowski Ośrodek Kultury organizuje cykl spotkań „Tu pozostać muszę…”. Bohaterami są osoby związane od lat z Sokołowem Podlaskim i Ziemią Sokołowską. Najczęściej są to ludzie kultury, którzy tworzą w naszym mieście, często opiewając piękno Podlasia w poezji, prozie, muzyce i działają na rzecz rozwoju swojej „Małej Ojczyzny”.
25 marca w Galerii SOK odbyło się spotkanie z Lechem Zakrzewskim, poetą, bardem, kabareciarzem, dziennikarzem. Lech Zakrzewski urodził się 6 lipca 1957 roku. Już wtedy zaczęły się jego perypetie życiowe. Tata był taki zadowolony z narodzin pierworodnego, że w magistracie zamiast podać datę urodzenia syna, podał datę urodzenia matki i tak już zostało do dziś.
Rodzice Lecha pochodzą z kresów. Oboje mieszkali w jednej wsi Lebiedziewo, w rejonie Mołodeczno, na dzisiejszej Białorusi. Z dużymi trudnościami i kłopotami najpierw ojciec z rodziną, a później, za jego sprawą, matka z siostrą znaleźli się w Polsce. Na Białorusi zostali dziadkowie Lecha ze strony matki i jej pozostałe rodzeństwo: dwaj bracia i siostra, którzy mieszkają tam do dziś. W tamtym roku, w maju, w wieku 101. lat zmarła babcia Lecha.
Rodzina Zakrzewskich osiedliła się w Trzciance Lubuskiej koło Piły, gdzie przyszedł na świat Lech. Później ojciec, po ukończeniu szkoły handlowej, ruszył na podbój zachodu, tj w okolice kopalni i elektrowni w Turoszowie. Mieszkali w różnych miejscowościach. Lech pamięta tylko kilka z nich. Obaj jego bracia urodzili się w innych miejscowościach. W końcu osiedlili się na stałe w Opolnie Zdroju, w jednej z najbogatszych gmin w Polsce:Bogatyni. Tu Lech Zakrzewski zakończył szkołę podstawową i Liceum im. MCS w Bogatyni.
Co dwa lata wraz z matką i braćmi jeździł na wakacje do babci na Białoruś. Miał tam wielu przyjaciół i właściwie z konieczności poznał język rosyjski. To zaowocowało tym, że w szkole miał ksywkę „Rusek" a później również tym, że postanowił studiować filologię rosyjską na dzisiejszym Uniwersytecie Opolskim, ówczesnej WSP. Sentyment do języka i piosenek z tym krajem związanych został Lechowi do dziś... W czasie programu Lech Zakrzewski zaśpiewał po rosyjsku piosenkę Włodzimierza Wysockiego „Dla przyjaciela”.
Ojciec Lecha w latach 60 - tych pełnił dość wysokie stanowisko w hierarchii handlowej w Bogatyni, co wiązało się również z koniecznością popierania odpowiedniej opcji politycznej. Przychodząc do taty do pracy słuchał on tych poważnych rozmów, natomiast w domu późną nocą widział, jak w swoim pokoju rodzice potajemnie włączają zagłuszaną rozgłośnię „Wolna Europa”. To rozdwojenie dało o sobie znać już na I roku studiów. Za namową swojej koleżanki z roku, ale też za sprawą swoich lewicowych poglądów, Lech zapisał się do PZPR. Później jeszcze do tzw. „nowego” ZHP, ZSMP. Ale też w tym czasie zainteresował się grą na gitarze. Kolega z pokoju w akademiku nauczył go pierwszych akordów i tak zagrał swoją pierwszą piosenkę w życiu: „Beata”, która na zawsze odcisnęła ślad w jego drodze artystycznej.
Na trzecim roku studiów poznał swoją żonę, Annę. Ania zaczęła rok akademicki 1 października, a już 14 lipca 1979 roku pobrali się. Pół roku po ślubie urodziła się córka Ola. Lech uzyskał wykształcenie prezydenckie tj. otrzymał absolutorium na Wydziale Humanistyczno - Historycznym WSP w Opolu i na tym zakończył edukację. Pracował w szkole podstawowej, liceum ogólnokształcącym i rolniczej Szkole Zawodowej ,ucząc języka rosyjskiego i innych przedmiotów. Po trzech latach pracy otrzymał propozycję objęcia w gminie Dobrzeń Wielki funkcji szefa ZSMP, Komendanta Hufca ZHP i sekretarza organizacyjnego Komitetu Gminnego PZPR, czyli takiego kogoś, kto będzie pisał dla „Pierwszego sekretarza" przemówienia, choć w pewnych kręgach wiadomym było, iż pozbyto się go ze szkoły w związku z - delikatnie mówiąc - nadużywaniem alkoholu nawet w czasie godzin pracy w szkole. W nowym miejscu pracy alkohol był dostępny półlegalnie w ciągu całego dnia. W dobrym tonie wówczas było zaprosić na lampkę koniaku gościa, który przyjechał z województwa. W międzyczasie przyszedł na świat syn - Paweł. Lech był wtedy na obozie harcerskim w głębokiej głuszy, koło Głuchołaz i o narodzinach syna dowiedział się 3 dni później, a kolejne trzy dni zajął mu dojazd do domu, żeby zobaczyć syna.
Po dwóch latach przeniesiono go na tzw. inną placówkę z podobnych powodów, jak poprzednio. Również w domu jego częste nieobecności z powodu nocnych eskapad alkoholowych powodowały niepokojące zawirowania. Kiedy w 1986 roku okazało się, że rodzice Ani będą niebawem przeprowadzać się do nowego domu, a jej brat zdecydował się zamieszkać w Sokołowie Podlaskim, biorąc pod uwagę postępowanie męża i chcąc pomóc rodzicom w gospodarstwie, podjęła ona decyzję powrotu w rodzinne strony. Mimo różnych kłopotów i urodzenia dwójki dzieci ukończyła studia, następnie studia podyplomowe przygotowujące do pracy w klasach 1-3 i pracowała w szkole jako nauczycielka. Po przyjeździe na Podlasie kontynuowała pracę w nauczaniu początkowym w szkole w Jabłonnie Lackiej. Tam też - oczywiście w komitecie gminnym - dostał pracę Lech. Pokazał tam swoje kabaretowe podejście do życia i w ciągu roku otrzymał z rąk wówczas jeszcze naczelnika gminy, Grzegorza Popowskiego, stanowisko dyrektora nowopowstałego Gminnego Ośrodka Kultury. Rzucony na głęboką wodę w 1988 roku współorganizował Dożynki Wojewódzkie w Jabłonnie Lackiej. W tym czasie wraz z przyjaciółmi założył kabaret DAMA. Kabaret zajmował się głównie tematyką wiejską i podejmował różne tematy związane z życiem podlaskiej wsi.
15 marca 1989 roku przyszła na świat najmłodsza córka Lecha - Paula. Pępkowe trwało „w nocy”: z 15 marca na 2 maja. Skończyło się łażeniem po peronach dworca Warszawa Wschodnia i zbieraniem na bilet do domu. Ale gdy nazbierał na wodę kolońską „ 7 kwiatów", to ją kupił i wypił. Uprosił kierowcę z PKS, żeby go zabrał do Sokołowa, a stąd piechotą doczłapał się do Niecieczy. Po raz kolejny żona podała mu rękę i dała jeszcze jedną szansę. 2 maja 1989 roku był pierwszym trzeźwym dniem w jego życiu i tak zostało do dziś. Próbując zmienić swoje życie, postanowił zmienić również pracę. Zwolnił się z GOK-u w Jabłonnie na własną prośbę i założył własny biznes: sklep spożywczo-przemysłowy w Niecieczy. Niestety, głowy do interesów nie miał nigdy, więc po 9 miesiącach sklep splajtował, pozostawiając spory dług do spłacenia w banku. I znów z pomocą przyszła żona, która z wielkim poświęceniem pomogła mu w uporaniu się z wierzytelnościami. Okazało się, że w Jabłonnie jest dalej wakat na stanowisku dyrektora GOK i nowy wójt, Sławomir Hardej, postanowił przyjąć Lecha do pracy. W tamtym też czasie trafił do ludzi, którzy podobnie jak on próbują żyć na trzeźwo. W tym czasie powstawały piosenki bardziej refleksyjne i liryczne.
Na początku lat 90-tych nawiązał współpracę z Fundacją Kultury Wsi i ZK ZMW co doprowadziło do przyjęcia na rok, równolegle z funkcją dyrektora GOK, funkcji zastępcy przewodniczącego Zarządu Krajowego ZMW. Współorganizował dożynki krajowe ZMW, duże imprezy plenerowe wraz z Fundacją Kultury Wsi, gdzie zaprzyjaźnił się między innymi ze Staszkiem Jaskułką, który prowadził koncerty w czasie Nadbużańskich Spotkań Folklorystycznych w Sokołowie i śp. Kazimierzem Grześkowiakiem W tym czasie w dalszym ciągu tworzył piosenki liryczne.
W 1996 roku ze względu na stan zdrowia zrezygnował z pracy w GOK w Jabłonnie .W 1997 po operacji rok jeździł na wózku inwalidzkim. Po drugiej operacji w 1999 roku spędził trzy miesiące na wózku. Ten czas był chwilą refleksji nad życiem, jego ulotnością, trudnościami i frustracjami. Po powrocie do jako takiego zdrowia pracował w nowo tworzącym się Ośrodku Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Następnie dwa lata we wrocławskiej firmie Impel, nadzorując sprzątanie szpitala w Sokołowie Podlaskim. W 1992 roku, w listopadzie, ks. Zbigniew Grabowski zaproponował Lechowi udział w audycji Katolickiego Radia Podlasia poświęconej trzeźwości. Po pewnym czasie uczestnicy audycji znów zostali zaproszeni do studia i od tej pory cyklicznie, najpierw raz w miesiącu, później raz na dwa tygodnie i w końcu raz w tygodniu, Lech z przyjaciółmi prowadził audycję trzeźwiejących alkoholików: „Boże użycz nam Pogody Ducha". Co tydzień zaczyna się ona piosenką Lecha pod tym samym tytułem
W 2003 roku po rozwiązaniu umowy szpitala z Impelem i 10 latach współprowadzenia audycji dyrektor KRP, ksiądz kanonik, Janusz Wolski zaproponował Lechowi współpracę, która trwa do dziś. Lech jest korespondentem radia na powiat sokołowski - taki Max Kolanko z Sokołowa Podlaskiego. Pisał także artykuły do lokalnej „Gazety Sokołowskiej”, m.in. cykle wywiadów „Od zera...”. W dalszym ciągu udziela się w posłannictwie do trzeźwego życia, uczestniczy czynnie w różnych programach dotyczących trzeźwego trybu życia, rekolekcjach organizowanych w wielu miejscach Polski. 21-22 marca grał w Zakroczmiu u ojców Kapucynów. W czasie takich rekolekcji, w 2008 roku, wraz z bratem Mariuszem Szczepańskim - werbistą z Pieniężna zagrał koncert w kaplicy seminarium w Pieniężnie. Koncert nagrano na płytę. Tematyka religijna pojawia się w twórczości Lecha często.
Na spotkaniu Lech Zakrzewski zaśpiewał m.in.: „Trojki dwie”, „Beata”, „Maryśka”. W wykonaniu przybyłego z Radomia przyjaciela Lecha - Krzysztofa Kitowskiego - licznie zgromadzona publiczność wysłuchała piosenek Leonarda Cohena w tłumaczeniu Macieja Zembatego. Zaśpiewał on w programie także piosenkę Lecha Zakrzewskiego „Zmartwychwstanie”. Piosenki Lecha śpiewali także: syn Paweł, Seniorynki i Zbigniew Filiks wraz z Malwiną. Oczywiście specjalnie ułożone wiersze i piosenki zadedykowali mu: Danuta Kalinowska, Roman Brochocki i Zygmunt Kusiak.